Menu Zamknij

Jakie mają być nasze rozmowy?

Święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny

Kraków, WSD, 1.04.1996

 

Już sama nazwa dzisiejszego święta zniechęca wielu wiernych do przyjścia na mszę świętą. Kto to widział mówić o nawiedzeniu pod koniec XX wieku? Nie zrażajmy się jednak nazwą, dla niektórych dewocyjną, bo ona w starym, polskim języku oznacza nic innego jak po prostu wizytę, odwiedziny. A to święto mówi o szczególnych odwiedzinach, odwiedzinach Maryi u św. Elżbiety. Zanim jednak zagłębimy się w to szczególne wydarzenie, jakie dokonało się na palestyńskiej ziemi, powiedzmy sobie coś na temat samego święta.

Wprowadził je do swojego zakonu św. Bonawentura w 1263 r. W połowie XV wieku zatwierdził je dla całego Kościoła Sobór w Bazylei. Obchodzone było dawniej 2 lipca. Natomiast od Soboru Watykańskiego II czcimy Maryję w tym święcie w ostatni dzień maryjnego miesiąca – 31 maja. Cześć Maryi w tej tajemnicy rozbrzmiewa w prawie stu kościołach polskich pod tym wezwaniem, w odmawianej drugiej tajemnicy pierwszej części różańca świętego i w codziennie powtarzanej przez miliony wierzących ludzi modlitwie „Zdrowaś Maryjo”.

Nawiedzenie, czyli wizytę Maryi u Elżbiety opisuje nam dzisiejsza Ewangelia. Wiele bogactwa daje ten opis, wiele bogactwa daje Maryja. Weźmy choć jedną perłę – perłę prawdziwej rozmowy dwóch kobiet. Posłuchajmy o tym, jak mają rozmawiać ze sobą ludzie, a zwłaszcza kobiety, kiedy spotkają się ze sobą.

Żeby doszło w ogóle do rozmowy, trzeba się spotkać. Maryja nie ociągała się, lecz z pośpiechem poszła do Elżbiety. Pragnęła ją odwiedzić mimo odległości ponad stu kilometrów, trzech dni podróży, które dzieliły Nazaret od górskiego miasta w pokoleniu Judy, mimo trudów, jakie niosła ze sobą podróż przez niebezpieczne tereny i wspinaczka po judzkich górach. Trzeba naprawdę niezwykłego pragnienia spotkania z drugą osobą, by zdobyć się na taki trud. I w tym Maryja jest nam wzorem ucząc nas, że warto poświęcić czas, by odwiedzić drugą osobę. Maryja nie jest samotniczką, nie zamyka się w domu.

Maryja poszła do Elżbiety. Do krewnej i do starszej osoby. Nie mówi: mam przyjaciółki, więc po co rozmawiać z rodziną? Nie mówi: jestem młoda, więc o czym będę rozmawiać z podeszłą w latach Elżbietą? Nie łączy ją bowiem z Elżbietą wiek, ale wybranie Boże.

Po wielu trudach przychodzi do Elżbiety. Rozmowę zaczyna od pozdrowienia, zapewne bardzo życzliwego, jak przystało na mentalność semickiego ludu. Jednak co to było za pozdrowienie! Parę słów a poruszyło się dzieciątko w łonie Elżbiety. A przecież Maryja nie grzmiała! Była zwykłą kobietą. Przyniosła radość, bo z radością poruszył się Jan Chrzciciel. Pozdrowienie nie tylko poruszyło dzieciątko, ale sprawiło, że Duch Święty napełnił Elżbietę. Parę słów a dały Ducha Świętego. Warto iść taki kawał drogi, by zanieść Boga drugiemu człowiekowi. A Maryja Go zaniosła, bo miała Go w sobie przez wybranie i przez zwiastowanie.

Zobaczmy, jak odpowiada Elżbieta na pozdrowienie Maryi. Jest zainteresowana, bo reaguje żywo, wydaje okrzyk. Cieszy się z przybycia i słów Maryi. Błogosławi swoją młodą krewną i jej dziecko. I to słowo błogosławieństwa pojawia się aż trzy razy. To jest dopiero rozmowa! Ani słowa narzekania, choć mąż Zachariasz nie mówi a sama liczy już sporo lat, choć w kraju panuje obcy i końca niewoli nie widać. A przy tym jak bardzo jest pokorna! Wyraża zdziwienie i niedowierzanie: jak to możliwe, że sama Matka Pana przychodzi i rozmawia z nią?! A miała przed sobą młodziutką niewiastę… Rozmowa Elżbiety jest pełna wczucia i intuicji. Maryja nie mówi o zwiastowaniu a ona już wie, że ma przed sobą Matkę Jezusa, że ma przed sobą błogosławioną między niewiastami. To jest, kochani, łaska Boża, ale to jest także prawdziwe zrozumienie kobiety przez kobietę.

Elżbieta nie tylko wie, co się stało w życiu Maryi, ale także, co się dokonuje w jej osobistym życiu. Nie boi się mówić o sobie, o tym, co się dzieje w jej sercu. Mówi o tym, co się dzieje w jej łonie, a nie co u sąsiadki. A mówiąc o Maryi i mówiąc o sobie, mówi ostatecznie o jednym, o Bogu, który zdumiewających rzeczy dokonuje na ziemi. I to jest piękne w tej jedynej rozmowie wśród rozmów świata. To jest piękno wzoru dla każdej rozmowy. Mamy mówić o sobie, o tym z kim rozmawiamy, a przedmiotem ma być Bóg i Jego działanie w naszym życiu.

Tam, w judzkim domku Elżbiety i Zachariasza, Maryja nie poprzestaje na pozdrowieniu. Nie pozostając dłużna wobec słów Elżbiety, otwiera usta, by wielbić Boga słowa mi znanymi wszystkim chrześcijanom w postaci pieśni Magnificat. To słowa radości, uwielbienia, słowa o Bogu. Maryja dostrzega na nowo działanie Boga w swoim życiu, w życiu narodu izraelskiego i całego świata. Dostrzega, doświadcza i nie boi się o tym mówić. Bóg ani dla niej, ani dla Elżbiety nie jest w rozmowie krępującym tematem, nie jest tematem tabu, ale tematem, który sprawia radość, jest tematem życia. A jest tak dlatego, że i Elżbieta, i Maryja przyjęły wolę Bożą, że obydwie żyły sprawiedliwie, jak mówi Pismo, że otwierały się na działanie Boga. Trzeba najpierw rozmawiać z Bogiem, by chcieć i móc rozmawiać o Bogu. Weźmy sobie to, kochani, głęboko do serca, gdy będziemy spoglądać na nasze rozmowy.

Popatrzmy jeszcze, co daje taka rozmowa, jak Maryi z Elżbietą, bo dla wielu może to być wielka nuda mówić o Bogu. Ta rozmowa daje radość, radość tak głęboką, że aż poruszającą dzieciątko w łonie. Dała samego Boga. Mówiąc bowiem o Bogu, dajemy Go sobie. Rozmowa ta wyzwala uwielbienie Boga, jest wymianą doświadczeń a przede wszy stkim jest początkiem pracy, nadając jej sens i cel. Bo słowa nie mogą wlec się w nieskończoność. Niewiasty z dzisiejszej Ewangelii nie przegadały trzech miesięcy. Maryja przecież przyszła pomóc Elżbiecie, a pomoc była potrzebna, bo Elżbieta była już w szóstym miesiącu ciąży.

Na pewno przez te trzy miesiące pobytu Maryi w domu Zachariasza i Elżbiety wiele było okazji, by porozmawiać ze sobą. Ewangelista nie mówi o tym, pozostawiając nam jeszcze jedną naukę, że są słowa, które pozostaną na zawsze sekretem tych, co ze sobą rozmawiają. Są rzeczy w naszych rozmowach, które na wieki pozostaną tajemnicą i tylko Bóg będzie wiedział, co w sercu i co na ustach człowieka się mieści.

Kochani!

Sami widzicie, jak wiele nauczyły nas dzisiaj Maryja i Elżbieta. Porównajmy sobie ich rozmowę z naszymi rozmowami. Wnioski niech staną się początkiem nowego spojrzenia na wszystkie spotkania z bliskimi, przyjaciółmi, rodziną. Nie zapomnijmy zwłaszcza o jednym. Nie bójmy się tematów religijnych, nie bójmy się mówić o Bogu. Dziwne to czasy, kiedy to śmielej mówimy o dziedzinie seksualnej, politycznej, gospodarczej niż religijnej. Dlatego trzeba refleksji prowadzącej do przemiany naszych rozmów. I tego nas uczy dzisiaj Najświętsza Maryja Panna wraz ze św. Elżbietą.

Dla tej nauki warto było przyjść dzisiaj do kościoła. Niech żałują ci, których zniechęca nazwa święta lub lenistwo religijne. My zaś przystąpmy do złożenia Bogu ofiary, zwłaszcza ofiary naszych rozmów, by Jezus przychodząc do nas na ołtarzu przyniósł przemianę naszego słowa, by górska rozmowa w pokoleniu Judy była zachętą i wzorem tysięcy rozmów dwudziestowiecznego świata.

Opublikowano w Świąteczne