Menu Zamknij

Być upartym w dążeniu do określonego celu

Kwaczała, 19.09.1997

 

Drogie dzieci!

Chcę wam opowiedzieć pewną historię, historię o chłopcu, który został świętym, na pewno wiecie, o kim myślę. Któż to taki? (św. Stanisław Kostka)

Tę opowieść wielu już z was zna, ale dziś opowiemy sobie ją inaczej – razem z dziećmi naszej parafii.

Ponad czterysta lat temu, dzieci były takie same jak dzisiaj. Niektóre z nich lubiły tylko spędzać cały czas na grach, może, zwłaszcza te dorastające, na konnych przejażdżkach i pierwszych polowaniach. Dziś byśmy powiedzieli, że grali w karty, siedzieli tylko przed komputerem, albo cały dzień uganiali się za piłką.
(w czasie powyższych słów wychodzi grupa, gra w karty i inną grę – kości)

Inne dzieci nie cieszyły się z gier, ale – zwłaszcza chłopcy – lubili sobie dokuczać. I nie tylko bili się miedzy sobą, ale i niszczyli, co stanęło na ich drodze i co było pod ręką.
(grupa chłopców rozbójników udają bójkę)

Były także takie dzieci, zwłaszcza te młode, które tylko chciały się bawić. Może nie lalkami i samochodzikami, jak dziś, ale zabawami XVI wieku. Dzieci te nie były złe, ale gdy trzeba było pomóc rodzicom, wykręcały się jak mogły od nakazanej roboty.
(grupa bawiących się dzieci)

Nie brakowało jednak i takich, które pilnie uczyły się do przyparafialnej szkółki, pomagały zawzięcie rodzicom i codziennie klękały do modlitwy. Zwłaszcza modliły się do Matki Bożej.
(grupa pracowitych)

I do takich dzieci przyszedł św. Stanisław Kostka, kiedy w 1550 roku przekroczył (wchodzi św. Stanisław) progi tego świata.

Był on dzieckiem uparcie dążącym do dobra. Spotykał się często z graczami, i nieraz spędzał z nimi trochę czasu, ale zawsze pamiętał o nauce i modlitwie i nie chciał całego życia spędzić na grach i hazardach, ale szedł uparcie do obranego celu.
(Święty jest między powyższą grupą)

Spotykał się również i z dziećmi zabawy, niejeden raz się zabawił, ale nie uważał, życie za zabawę i gdy koledzy ze szkolnej ławy nie mogli usiedzieć w domu, on wytrwale czytał, robił notatki i modlił się, żeby dojść do obranego celu. Może św. Stanisław miał to szczęście, że nie spotykał się często z rozbójnikami, unikał ich, bo wiedział, że złe towarzystwo, chuligańska młodość wcale nie przynosi szczęścia i nie tylko można trafić do więzienia, ale przede wszystkim w takim towarzystwie nie można zrealizować dobrych planów życiowych, a on wytrwale szedł do swojego celu i celu, jaki mu Bóg wyznaczył.

Bardzo wiele czasu św Staś przebywał z dziećmi pracowitymi, pomagającymi rodzicom, siedzącymi nad książkami i modlącymi się do zawsze dobrego Boga, ale nawet wśród takich dzieci zdarzało mu się oberwać. Bernard, kolega ze szkoły, późniejszy kardynał Polski i Kacper po śmierci Stanisława ze łzami opowiadali, że posuwali się nawet do kopania Stasia, kiedy ten nocami modląc się leżał krzyżem na ziemi.

Święty Kostka był jednak uparty w dążeniu do obranego celu. Mawiał : „Do wyższych rzeczy jestem stworzony” i jak św. Dominik wolał umrzeć niż zgrzeszyć. I za to wytrwałe dążenie do celu, mimo trudności z kolegami, początkowo z nauką, dobry Bóg sprawił, że święty wstąpił do zakonu i – co więcej – mając tylko 18 lat został zabrany do nieba, po krótkiej i niespodziewanej chorobie.
(Święty bierze świecę spod ołtarza: idzie do zakrystii)

I on teraz jest w niebie, słyszy nas i życzy wszystkim dzieciom nie tylko w Kwaczale, żeby uparcie dążyły do obranego celu. Może to wymarzony zawód, może świadectwo z czerwonym paskiem, a może nauka gry na jakimś instrumencie, a może kapłaństwo? Kto wie? Życzy by unikały złego towarzystwa, pomagały rodzicom, chętnie się uczyły i składały ręce do Boga. A wtedy nie tylko osiągniecie obrany cel, ale także Bóg zabierze was po śmierci do nieba.

Opublikowano w Okolicznościowe