Menu Zamknij

Wiara i zabobon

3 Niedziela Wielkanocna

Kwaczała, 26.04.1998

 

Doskonała jest ta Ewangelia, doskonała na 2 tygodnie po Świętach Wielkiej Nocy. Apostołowie wrócili do swojej pracy, znów wypłynęli na jezioro, znów zarzucili sieci, tak jakby życie i śmierć Jezusa były dla nich chwilowym epizodem.

My nie jesteśmy lepsi. Pewno już zapomnieliśmy o świętach. Wróciliśmy do swoich zajęć, do swojego zakładu pracy, szkoły i domu. Tysiące problemów trzymamy za pasem i może również patrząc się do swojego serca widzimy, że trochę o tym Bogu zapomnieliśmy.

Ale On nie zapomniał.

Stoi nad brzegiem naszego życia i jak niegdyś pyta w dzisiejszą niedzielę:

„Dzieci, czy nie macie nic do jedzenia?”

 

Co jest naszym pokarmem? Jeszcze więcej niż pół roku do następnych świąt.

Czym będziecie się karmić przez ten czas?

I tu nie chodzi już o 153 ryby, czy ileś bochenków chleba. Nie chodzi o kiełbasę szynkową czy pączki wiedeńskie. W Kościele mamy inny pokarm – wiarę. I o wierze trzeba, kochani, dzisiaj powiedzieć.

Co to jest wiara?

Tyle się o tym mówi: „jestem wierzący”, „wiara jest dla mnie wszystkim”, „nie obchodzi mnie wiara”, „wiara mnie denerwuje”- „wiara mi pomaga”.

Co to jest wiara ?

Może znacie to opowiadanie o artyście cyrkowym. Ono pomoże nam trochę zrozumieć problem wiary.

Nowy Jork. Artysta cyrkowy rozwiesił linę między dwoma wieżowcami. Zebrał się spory tłum gapiów, ciekawych, co będzie się działo.

– Czy wierzycie, ze mogę przejść po linie z drążkiem w ręce? – zapytał artysta.

– Oczywiście – powiedzieli ludzie, bo taki numer już nieraz oglądali w telewizji.

I kilkadziesiąt metrów nad ziemią artysta trzymając drążek w dłoni przeszedł między dwoma wieżowcami.

– Czy wierzycie, że mogę przejść bez drążka? – zapytał tym razem.

Niektórzy nie dowierzali, ale spora część widząc pierwsze przejście powiedziała:

– Wierzymy.

I kilkadziesiąt metrów nad ziemią artysta bez drążka w dłoni przeszedł między dwoma wieżowcami.

– A czy wierzycie – zapytał po raz trzeci artysta – że mogę przejechać po linie z taczkami?

Niektórzy wybuchli śmiechem. Część odeszła. Reszta czekała w milczeniu. Tylko jeden pan podszedł do artysty i powiedział:

– Wierzę.

– Wierzysz? – zapytał artysta – jeśli wierzysz, to wejdź do tych taczek.

 

Bracia i siostry!

Wiara to jest przede wszystkim zaufanie. To zaufanie Bogu. Apostołowie zaufali, że ten co stoi nad brzegiem Jeziora Galilejskiego mówi prawdę. Zarzucili sieci po prawej stronie. I opłaciło im się zaufać. Tego zaufania zabrakło im w Wielki Piątek.

„Ty Panie miałbyś umrzeć?” To niemożliwe! Zaufali sobie, nie Bogu.

Bo zaufać to znaczy być przekonanym, że to co przychodzi na mnie dzisiaj; to co Bóg mi zsyła jest dla mnie najlepsze – choćby było chorobą, niezrozumieniem bólem, może nawet wylaną łzą.

Panie, płaczę, ale ufam że tak ma być. To jest wiara. „Jazu, ufam Tobie”.

Ale wiara to jest także posłuszeństwo, „ Jeżeli wierzysz, wejdź do w tych taczek” – jeżeli wierzysz – usiądziesz. Posłuszeństwo.

Kazał zarzucić sieci – zarzucili

Kazał iść na cały świat – poszli

Kazał głosić Ewangelię – głosili

Choć nieraz dostali po głowie, jak w dzisiejszym pierwszym czytaniu. I nie łudźmy się. Nie ma ludzi wierzących, ale nie praktykujących.

Kto wierzy w Boga – wierzy w Jego przykazania. Kto wierzy w przykazania – chce je wypełniać. Raz mu się udaje, raz nie, mówi: to i to przykazanie jest niepotrzebne, następne jest za trudne, a kolejne już przestarzałe. Wierzyć to być posłusznym.

„Wierz ci mamo, że robota w domu jest dla mnie konieczną sprawą, ale zrób to sobie sama, bo mi się nie chce.”

To jest wiara? To jest gadanie!

„W sklepie jest chleb!” – wierzysz? Idź po niego!

„Te przykazania są dla Ciebie jedynym wyjściem z bezsensu życia” – wierzysz?

Postaraj się wypełnić!

Pierwsze jest zaufanie: ufam Boże, że mówisz prawdę.

Drugie jest posłuszeństwo: skoro mówisz prawdę, to idę za nią.

To jest cała wiara. Tak niewiele, a jednak tak dużo!

I taka wiara daje pokój serca i radość .

„To jest Pan! ” – krzyknie św. Jan i rzuci się w morze – to jest jego radość z wiary.

Żydzi ich prześladowali, a ci cieszyli się, że są godni cierpieć dla Jezusa.

To nic, że dostaję po plecach; to nic , że mnie wyśmiewają; to nic, że jestem poniżany,

Ja się cieszę i to jest najważniejsze. A że mnie sąsiad obgada?

Trzeba bardziej kochać Boga niż ludzi. Taka wiara jest najlepszym pokarmem na drogę życia. Daje takie światło na pogmatwane ścieżki współczesnego człowieka, że wie on gdzie skierować ludzi, aby nie zmarnowali w życiu ani jednego dnia.

 

Drodzy parafianie!

Musimy sobie jeszcze powiedzieć: co tę wiarę niszczy ?

I wiele spraw należałoby wymienić, ale jedną się dzisiaj zajmijmy – zabobonami.

Nic tak nie niszczy wiary jak zabobony.

Bóg mówi: „Zaufaj mi! ” – ja Cię prowadzę dobrą drogą.

Zabobony mówią: „To nie zależy od Boga, jak sobie spluniesz 3 razy przez lewe ramię, to Cię ominie nieszczęście”.

Bóg mówi: „ Każdy dzień jest stworzony przez Boga”.

Zabobony mówią: „13 dzień miesiąca jest pechowy”.

Bóg mówi: „Poznałem Cię już w łonie matki i wiem kim będziesz”.

Zabobony mówią: „ Nie siedź na rogu, bo będziesz starym wdowcem”.

Bóg mówi: „ Nie martw się o jutro. Dosyć ma dzień swojej biedy.”

Zabobony mówią: „Wszyscy spod znaku barana będą jutro nie wyspani, po południu spotka ich nieszczęście, a wieczorem uśmiechną się do nich bliźnięta.”

Bóg mówi: „Kto nie chce pracować, niech nie je”.

Zabobony mówią: „Nie skracaj włosów po studniówce, bo Ci się rozum skróci”.

Bóg mówi do Maryi: „W Tobie będę błogosławił narodom”.

Zabobony mówią: W miesiącu maryjnym – maju – nie bierz ślubu, bo spotka Cię nieszczęście!

 

Drodzy Braci i Siostry !

Ileż by jeszcze można wypowiedzieć tych zabobonów o czarnych kotach, kominiarzach, czerwonych różach i wracaniu się do domu, przedwczesnych burzach i butach wykładanych na stół. Nie mówiąc o cygankach naciągających na wróżenie. Jak sobie żartujemy to pół biedy. Nie można zabobonów brać na serio. Nie można służyć Bogu i mamonie. Nie można wierzyć Bogu i zabobonom. Ludzie wymyślili je po to, żeby sobie sprowadzić szczęście, pomyślność, bogactwo, i żeby uchronić się od nieszczęścia.

Prawda jest inna. Czy będę zdrowy, czy chory, czy ślepy, czy bogaty – to zależy od Boga i ode mnie. I wierzyć to znaczy przyjąć taką wolę, jaką ma Bóg.

 

Drodzy Bracia i Siostry !

To jest centrum, sedno, najważniejsza sprawa naszej wiary. Zaufać i być posłusznym temu, co chce Bóg. Bo jak zaczniemy bawić się w zabobony, przekupywać los, życie i Boga, to po pierwszej porażce odejdziemy od Kościoła.

Zostańmy na dzisiaj z pytaniem.

Czy chodzę do Kościoła i modlę się, żeby mi było dobrze?

Czy jednak chodzę do Kościoła i modlę się, bo ufam, że skoro Bóg tak chce, to znaczy, że jest to dla mnie najlepsze?

Pierwsze jest zabobonem – drugie wiarą.

I o tą wiarę się módlmy.

Tę wiarę teraz wyznajmy.

Opublikowano w Rok C