Menu Zamknij

2. Czy Bóg istnieje naprawdę?

Krzyż wiary (Mt 26, 36–46)

1. Była już noc. Wstali od stołu. Zaśpiewali hymn i ruszyli w stronę Góry Oliwnej. Przeszli obok pałacu Kajfasza, gdzie za kilkanaście godzin Jezus będzie oskarżany przez żydowskie władze religijne. Teraz jeszcze był wolny. Wszedł razem z jedenastoma uczniami w wąskie uliczki starożytnej Jerozolimy i po kamiennych schodach, po których i dziś można stąpać, udali się stromą drogą w dół, do potoku Cedron. Tu skręcili w lewo i przeszli kawałkiem doliny Jozafata kierując się na północ. Po obu stronach drogi wyzierały z ciemności starożytne groby. Po przejściu 1 km znaleźli się u wejścia ogrodu. Musiało tu być jakiejś przedsiębiorstwo, gdzie plantatorzy znosili owoce dla wytłaczania oliwy. Stąd nazwa Get-semani, tzn. tłocznia oliwy. (Obok przechodziła droga do Betfage. Parę kilometrów do domu Łazarza, Marii i Marty – przyjaciół Jezusa. Ta samą drogą 5 dni wcześniej Jezus wjeżdżał na osiołku do Jerozolimy otaczany przez liczny tłum. Dziś było ich tylko 12, potem i oni odejdą).

Zatrzymali się u wejścia, gdzie stała szopa z narzędziami ogrodniczymi, albo i nawet domek ogrodnika. Tu Jezus zostawił 8 uczniów. Usiedli. Jezus zaś wziął z sobą Piotra i dwóch braci: Jakuba i Jana – synów Zebedeusza. To ci sami uczniowie, co byli na górze Przemienienia. Jezus chciał, żeby zobaczyli nie tylko Jego Boską chwałę, ale i ludzkie cierpienie. Weszli w głąb ogrodu. Nie czuli się obco. Ogród należał do rodziców Marka, który za 20 lat napisze Ewangelię. Oni to posiadali również dom, gdzie przed godziną Jezus z uczniami spożył Ostatnią Wieczerzę.

Jezus zaczął się bać. Smutek i trwoga. Jezus jest smutny, bo za miłość, za uzdrowienia z trądu i paraliżu, za leczące dotyki głuchoniemych i niewidomych, za parę tysięcy chlebów darmo i jeszcze więcej krzepiących słów dobrej Nowiny, za tych, co wskrzesił i otarł im łzy, za to ma zostać zabity.

Jezus jest pełen trwogi. Bo oto widzi z każdym szczegółem etapy swojej męki, bólu i cierpienia. Krzyż nie jest teatrem, gdzie się tylko gra. Krzyż boli. Krzyż nie jest teatrem, ale jest dramatem. Dlatego prosi uczniów o modlitwę:
„Zostańcie tu i czuwajcie ze Mną”

Uczniowie posłuchali tylko pierwszej prośby. Zostali. Jezus poszedł jeszcze w głąb ogrodu. Nie daleko, jakby na rzut kamieniem. Upadł na twarz, może z psychicznego zmęczenia, bo zazwyczaj żydzi modlili się na stojąco, a może upadł przed Bogiem w geście największej prośby:

„Ojcze! Niech mnie ominie ten kielich”

Kielich to znaczy los, to co ma człowieka spotkać. Wypić kielich oznaczało zgodzić się na ten los.

Świat zamarł. Niebo patrzyło się na Ogrojec. Świat zmarłych patrzył się na Ogrojec. Czy Jezus podejmie kielich, czy podejmie ten los, od którego zależy zbawienie?
Było mu trudno. Św. Łukasz pisze, że aż jego pot, jak gęste krople krwi spływał na ziemię. Medycyna mówi o tzw. hematodrosis. Kiedy podskórne naczynia krwionośne rozszerzają się nadmiernie i stykają z gruczołami potowymi, wówczas pękają. To był ból. To była agonia, czyli walka. Cierpienie ducha dosięgało szczytu. Jezus zmaga się ze sobą. Zbawienie wisi na włosku. A apostołowie? Śpią. A tak bardzo prosił ich o modlitwę i czuwanie.
Został Mu tylko Bóg. Dlatego zwraca się do Niego: „Abba”, czyli „Tatusiu”. Prosi jak dziecko ojca, które musi zrobić trudne zadanie. Tatusiu, zabierz ten kielich! Ale dodaje:

„Nie jak ja chcę, ale jak Ty!
Niech się stanie wola Twoja”.

Klamka zapadła. Dramat się zaczął. Jeszcze tylko zjawił się anioł i umocnił Go. Gdy anioł odszedł, przyszedł Judasz ze zgrają, która mogła liczyć i 400 ludzi, bo św. Jan pisze o całej kohorcie. Judasz – przyjaciel – przyprowadził miecze i kije na tego, który nawet tlejącego knotka nie zagasi, ani trzciny nadłamanej nie załamie. Już starszyzna żydowska wypłaciła zdrajcy 30 srebrników – cenę zwykłego niewolnika, albo cenę mlecznej krowy.
Uczniowie już wstali. Zaczynają rozumieć. Piotr chwyta za miecz i odcina prawe ucho słudze najwyższego kapłana. Co jednak może zrobić jedenastu rozespanych uczniów wobec kilkuset uzbrojonej grupy? Bóg mógł zesłać aniołów na pomoc. Ale wola Ojca i Syna jest inna. Jezus chce umrzeć.

Padnie jeszcze kilka słów i uczniowie opuszczą Jezusa. Ewangelia mówi „wszyscy”. Wszyscy uciekli. Godzinę temu zapewniali, że aż do śmierci będą z Jezusem. Zwątpili. Nie mogli zrozumieć. Przecież zawsze Jezus wychodził z opresji. Pierwszy raz to mu się zdarzyło. Dlaczego się nie bronił? Przecież miał być królem, a my może ministrami? Nie mogli zrozumieć Jezusa.
A On został sam ze zgrają i przyjacielem, który najpiękniejszy znak miłości – pocałunek – zamienił w znak obłudy i fałszu.
Apostołowie uciekając od Jezusa, nie uwolnili się jednak od jednego, od krzyża, od niezrozumienia. Uciekli z kryzysem wiary w Boga, którego poznali.

Drodzy bracia i siostry!
To jeden z najtrudniejszych krzyży w życiu człowieka. To cierpienie, które nie boli ręki, ani nogi, które nie boli wyrostka. To cierpienie, w którym boli serce i rozum człowieka.
Spotkałem ją w Chrzanowie. Sprzedawała w sklepiku warzywno-owocowym. Kiedy płaciłem za 2 gruszki zauważyłem, że pociąga nosem. miała może 50 lat.
„Chyba grypka chwyciła” – zażartowałem. Wtedy rozpłakała się na dobre.
„Proszę pana! – mówi do mnie – to nie grypa. 28 lat żyję z mężem a wczoraj pierwszy raz mnie zbił. Aż do dziś czuję ból kija”. „Dlaczegoż tak? – zapytałem – upił się może?”
„Nie – odpowiada mi kobieta – nigdy nie pije”
„No to, co się stało?”
„No właśnie. To ja się upijam.”
Po krótkiej rozmowie powiedziałem jej, że się za nią pomodlę. A ona wtedy:
„Może się pan pomodlić, ale ja i tak w Boga nie wierzę. Kiedyś wierzyłam, jak byłam dziewczynką. Ale zawiodłam się na Bogu. Tak bardzo prosiłam w pewnej intencji a On mnie nie wysłuchał.
„Niech się pani nie martwi – mówię – pani może nie wierzy w Boga, ale Bóg w panią wierzy!”
Nie pomogło. To jest kryzys wiary – kryzys niezrozumienia woli Bożej. Gdyby ta kobieta z Chrzanowa była Chrystusem, nie byłoby zbawienia – poszłaby sobie z Ogrodu Oliwnego z pretensjami, że ją Ojciec nie wysłuchał. Jezusa też nie wysłuchał. I Jezus zwyciężył a ona płacze. Kogo nie stać na to, żeby zgodzić się z wolą Boga choćby za cenę hematodrosis – krwawego potu – ten będzie płacił cenę swoich łez.

Podobnie było z uczniami z Emaus. Szli z Jerozolimy w dwójkę. Była niedziela, kilka godzin wcześniej Chrystus zmartwychwstał, oni nie wiedzieli. Gdy podszedł do nich, nie rozpoznali go. Zaczęli mówić o Jezusie, że go ukrzyżowano.
„A myśmy się spodziewali – mówią do Chrystusa, że on wyzwoli Izraela”, że On zrobi to, że On tamto.
Kiedy człowiek spodziewa się nie tak, jak się spodziewa Bóg, może się załamać. To jest kryzys wiary, który jest kryzysem niezrozumienia woli Bożej.

Ale kryzys wiary to także niedowierzanie, wątpienie, sceptycyzm.
Znacie św. Tomasza. Nie chciał wierzyć, że Jezus zmartwychwstał. „Jeśli nie ujrzę, nie uwierzę”. To częsty kryzys ludzi nauki, kryzys biznesmenów. Wierzyć? A opłaci się? A skąd wiemy, że to prawda? A przyszedł ktoś zza grobu? Tu przynajmniej mam konkret. Pokombinuję, wezmę łapówkę, oszukam i wyjdę na swoje.
To jest kryzys wątpienie w to, że Bóg i tak ma rację i ma moc większą od mocy największych potentatów – nawet żelatyny.
Ks. Twardowski tak pisze w jednym wierszu:

„Jezu – martwił się proboszcz-
głosisz tylko prawdę
nie wyjeżdżasz na zachód by kupić mieszkanie
w Rosji już zmiękło a Ty wciąż w ukryciu

nie budujesz kościoła z pustaków
lecz z żywego serca
nie odkładasz na wszelki wypadek

jak Ty sobie dasz radę w życiu?”

To zmartwienie proboszcza z wiersza mają wszyscy, którzy utracili już wiarę w to, że Bóg żyje i działa i uzdrawia także dzisiaj. Gdyby było inaczej, nie przyszlibyście tutaj.
Czasy komunistyczne odkryły jeszcze jeden kryzys wiary. Lęk przed kosztami wierzenie.
Nie zawieszę krzyża w pokoju, bo mnie wyśmieją, nie przeżegnam się w autobusie, bo mi powiedzą: „Coś ty z babcią się widział?” Nie będę mówił w pracy o Bogu, bo mi powiedzą: „A idźże do Seminarium”. To jest kryzys św. Piotra. Bał się, że go zamkną. Powiedział o Jezusie: „Nie znam tego człowieka”. 3 lata chodzili razem. Uzdrowił mu teściową. Wyciągnął tonącego na Galilejskim jeziorze, ustanowił Księciem apostołów. To jest wdzięczność człowieka.
Czasy współczesne bardzo często mówią o kryzysie św. Piotra wśród młodzieży.
Ile procent rozmów ludzi młodych dotyczy muzyki, filmów, miłości i sexu a ile wiary? To jest niemodne. Można zrozumieć, gdyby to ateiści nas wyśmiewali, ale jeśli katolik z Kwaczały mówi do katolika z Kwaczały: „Co ty, na Oazę idziesz? będziesz się modlił? co ci się stało? wypadek miałeś?”
No i taki chłopak jak się nasłucha, to nie przyjdzie. A za 10 lat w ogóle w kościele się nie pojawi, bo mu koledzy w pracy powiedzą, że w niedziele można robić ciekawsze rzeczy.

Najbardziej bolesny dla człowieka jest jednak krzyż wiary, któremu na imię krzyż pytań, kryzys wątpliwości.
Miałem w seminarium kolegę, który przez pół roku chodził i zadawał pytanie, dlaczego Pan Jezus przeklął figę, że nie ma na niej owoców, jak wtedy był koniec marca, a przecież figi nie mają w marcu owoców. Chodził do kolegów, profesorów, miał pretensje do Boga. Takich ludzi jest więcej. Pytają o tysiące spraw. A dlaczego Jezus był żydem? a dlaczego Judasz zdradził? a czy wszyscy pójdą do piekła? dlaczego w jednej Ewangelii jest przy grobie jeden anioł a w innej dwóch? Pytań o wiarę może bardzo wiele i bardzo mogą one boleć człowieka.
Pamiętam. Zaczęło się to przed maturą. Chodziłem do kościoła. Byłem lektorem, ale wszystko mnie denerwowało. Po co te świeczki na ołtarzu, a po co ksiądz się tak ubiera, a trzeba to kropić wodą ludzi, przecież w domu się umyją. A może kościół to tylko teatr, gdzie wszyscy wszystko udają. Do tego doszły pytania o cierpienie. Jak pogodzić zło z dobrocią i miłością Boga? Dwa lata chodziły za mną te pytania i bardzo męczyły.

Kochani Chrystusowi!
Kryzysów wiary można by wymieniać bardzo dużo a przykładów jeszcze więcej. Wszystkie jednak można sprowadzić do dwóch.
Pierwszy to tzw. kryzys odwróconego wiadra. Jak pada deszcz i wyniesiemy wiadro na dwór, ale odwrócimy je do góry dnem, to choćby tydzień stało na deszczu i tak będzie puste. To kryzys człowieka, który wiarą się nie przejmuje, goni za swoim szczęściem, a jak go spotka cierpienie, wrzeszczy, gdzie jesteś Boże? Czemu Cię nie widzę? Ma pretensje. Dlaczego Ty Panie nie zsyłasz mi deszczu łaski?
Człowieku – mówi Jezus – czego ty w życiu szukasz? Jak się odwróciłeś tyłem, dnem do Boga i jesteś zwrócony do ziemi, to się nie dziw, że jesteś pusty. W takim wiadrze tylko robaki mogą się znaleźć.
Jak tego krzyż uniknąć, albo jak z niego wyjść?
„Czuwajcie!” – mówi Jezus – czuwajcie, czy naprawdę w życiu idziecie w tym kierunku, co trzeba? Musisz zdecydować, jaki jest cel twego życia.

Może jednak być tak, że wiadro stoi jak należy. Ale i tak jest puste. nie pada bowiem deszcz. To jest cierpienie pustego nieba. Człowiek się modli, chodzi do kościoła, jak może, to wypełnia przykazania, jest dobry dla męża i dzieci, a jednak nie jest zadowolony z wiary, przeżywa wątpliwości, nudzi mu się na nabożeństwie, czuje, że Bóg mu nie pomaga.
„Módlcie się” – mówi do takich ludzi Jezus w Ogrojcu – Bóg zawsze pomoże. Albo spełni twoją prośbę, albo cię umocni w dźwiganiu krzyża jak mnie w Ogrodzie Oliwnym. Módlcie się. Nie doświadczasz deszczu łaski? Nie martw się. Deszcz nie zawsze pada, ale to nie znaczy, że znikło niebo. Choćby dziś nie spadła żadna kropla, niebo jest cały czas nad tobą.

Drodzy bracia i siostry!
Czuwajcie i módlcie się! To dwa światła na ciemne dni kryzysu wiary. Kryzysu i cierpienia, z którego zawsze człowiek wyjdzie umocniony, jeśli tylko nie odejdzie z własnego ogrodu Getsemani. Jeśli wytrzyma próbę. Za tą próbą nie trzeba gonić, nie trzeba wystawiać się na pokusę, czytać książki przeciwne wierze, rozmawiać z ludźmi przeciwnymi wierze. Nie szukajmy tego krzyża, bo tylko wtedy można go znieść, kiedy sam przychodzi. Judasz szukał kryzysu wiary. I powiesił się.

Niech na dziś wystarczy to rozważanie. Nie zapomnijmy o zachęcie Chrystusa; „Czuwajcie i módlcie się”. Na zadanie domowe jest propozycja, abyśmy się pomodlili za tych wszystkich, którzy przeżywają kryzys wiary w Boga, jakiegokolwiek rodzaju.
Natomiast za tydzień wejdziemy w świat fałszywych oskarżeń Jezusa i w świat cierpień dobrego imienia, fałszywych obmów, niesprawiedliwych posądzeń, plotek i oszczerstw.
Dzisiaj na koniec posłuchajmy jeszcze ks. Twardowskiego, który pociesza wszystkich dźwigających cierpienie wiary.

Wielki spór o Boga w licealnej klasie
pytania chłopców twarde a dziewcząt piskliwe
uśmiech przekory
jeszcze przed rozpaczą

także święty Augustyn miał kłopoty z wiarą
nawet szczęście nie wierzy że jest już szczęśliwe

jest krzyż wiary
jest i krzyż niewiary
wie o tym
Jezus
proszący o ciszę
zrozumie obejmie rękami obiema

już wierzysz – kiedy cierpisz że Go nie ma

Opublikowano w Pasyjne