Menu Zamknij

Credo w różańcu kleryka

Kraków, WSD, 4.11.1996

 

Kiedy myślę o roli „Wierzę w Boga” w różańcu kleryka jawi się przed moimi oczami gigantyczny obraz.

Miałem wtedy 33 dni. Po stopniach wiary moich rodziców wniesiono mnie do Kościoła. Na dziecięce czoło spadły krople chrztu świętego. Tak naprawdę jednak to nie był Kościół. Dla mnie był to dopiero przedsionek. Do dziś przypomina mi o tym znajdująca się w tym miejscu kropielnica.

Lata mijały i zacząłem widzieć coraz więcej. Dostrzegłem przed sobą olbrzymią bramę. Majestatyczny wygląd budził trwogę i podziw. Nie mogłem powstrzymać się od zachwytu. Czyżby ósmy cud świata? Nie! Pierwszy! I odkąd go zauważyłem, jedyny. Chciałem zobaczyć, co jest za bramą. Próbowałem wejść lecz nie było klamki.

Podniosłem wtedy wzrok ku samej górze. Złotymi zgłoskami wyryty napis uderzał swoją tajemniczością. Nie był zwykłym napisem. Był rozlegającym się wyznaniem: CREDO!

Coś już o tym słyszałem. Teraz jednak zacząłem powoli przesuwać wzrok, któremu towarzyszyło serce. Każde słowo było obrazem, nie dwu- ani trój- ale wielowymiarowym, bo życiowym, bo Boskim. Pojedyncze obrazy składały się na całą bramę tworząc najpiękniejszą harmonię świata.

Pożerałem sercem ową harmonię. U góry Bóg Ojciec Wszechmogący stwarzał niebo i ziemię. Uwierzyłem w Niego. Tuż obok Jezus Chrystus – Jego Syn Jednorodzony, który się począł z Ducha Świętego. Uwierzyłem. To On narodził się z Maryi Panny. Uwierzyłem. Kierując wzrok niżej począłem odczuwać dreszcze niepokoju. Jezus Chrystus był umęczon pod Ponckim Piłatem. Było trudno uwierzyć.

Jednak było warto. Oto bowiem Ten sam Chrystus zstąpił do piekieł i trzeciego dnia zmartwychwstał. Z obrazu bił niesamowity blask wyrywając z ust wyznanie – wierzę!

Następny obraz ukazał jak Chrystus wstępował na niebiosa i siedzi po prawicy Ojca. Posmutniałem, że Pan odszedł tak daleko. Ale to był smutek przed radością, która potęgowała się coraz bardziej.

Radość z Ducha Świętego, który tak wiele zdziałał.

Radość, że święty Kościół powszechny jest.

Radość, bo „obcowanie świętych” oznaczało koniec samotności.

Radość z ciała zmartwychwstania, że nie tylko dusza uzyskuje wolność.

W końcu radość z życia wiecznego, bo doczesne marne.

Uwierzyłem.

Na samym dole, u moich stóp dopełniało harmonię „amen”. I dopiero gdy wypowiedziałem „amen”, majestatyczna brama zaczęła się otwierać. Przede mną ukazywał się coraz to wspanialszy widok:

KOŚCIÓŁ!

Wszedłem do środka. Za mną zatrzasnęły się drzwi. Przede mną tysiące ludzi. Jedni zapracowanymi dłońmi zarabiali na życie. To znów samotna matka płakała nad umierającym z głodu dzieckiem. Gdzieniegdzie stali zanudzeni bezrobotni. To znów zakonnica pochylała się nad regułą św. Benedykta.

Daleko w przód widniał ołtarz. Święty kapłan podnosił okrągłą Hostię. Zachwyciłem się i usłyszałem „idź!”. Chciałem więc przedrzeć się do ołtarza lecz było wiele przeszkód pojawiających się z każdym krokiem.

Wtem stanęła przy mnie Maryja trzymając w wyciągniętej dłoni różaniec.

„Weź! – powiedziała – Te 15 świętych tajemnic pomogą ci dojść do ołtarza”.

„Ale co ja mam z nimi zrobić?” – zapytałem.

„Czy pamiętasz bramę Kościoła? Patrz w te tajemnice, jak tam patrzyłeś i wierz. Patrz i wierz!”

Spojrzałem na paciorki i w każdym z nich dostrzegłem święte obrazy z jedynego cudu świata – majestatycznego credo.

Teraz – jak wielu z was – mam 23 lata. Nadal przedzieramy się do ołtarza w ręku trzymając różaniec. I ilekroć rozpoczynamy tę modlitwę wyznając wiarę w Boga Ojca uobecniamy to, co otworzyło nam drogę do Kościoła, co otwiera nam drogę do różańca i -co daj Boże – otworzy nam drogę do ołtarza.

Opublikowano w Okolicznościowe